Off-Baza

Więcej być razem – o sieci współpracy międzynarodowej

Katarzyna Knychalska: Punktem wyjścia do naszej rozmowy jest nowa sieć międzynarodowa dla teatrów niezależnych. Zacznijmy jednak od podstaw – czy możecie powiedzieć, że macie wystarczającą do swojej pracy wiedzę o teatrze niezależnym spoza swojego kraju?

Pino di Buduo (Teatro Potlach, Włochy): Na pewno nie wiem zbyt wiele. Chcielibyśmy, jako teatr i jako organizatorzy festiwalu, wiedzieć więcej. Przyglądam się festiwalom pod względem tego, czy doprowadzają do rzeczywistyego spotkania i wymiany. Kiedy festiwal opiera się jedynie na prezentacji spektakli, to teatr jedzie tam jednego dnia, aby się przygotować, potem drugiego dnia prezentuje spektakl, a trzeciego wyjeżdża. To nie jest spotkanie. Nie masz czasu na poznanie nikogo, nawet na przywitanie. Marzą mi się inne festiwale w Europie, ale nie tylko – na przykład w Indiach, Brazylii, Argentynie, Meksyku. Tamtejsza kultura jest niezwykle ciekawa. Chciałabym wiedzieć o niej więcej, dlatego zależy mi na dłuższych i intensywniejszych spotkaniach podczas festiwali.

Katarzyna Knychalska: W Teatro Potlach od początku działalności nastawieni jesteście na pracę międzykulturową.

Pino di Buduo (Teatro Potlach, Włochy): Istniejemy już ponad 40 lat. Nie jesteśmy włoskim zespołem. Od początku istnienia nasza grupa ma skład międzynarodowy. Nie interesowało nas więc bycie w tradycyjnym teatrze w sensie tworzenia przedstawień opartych na włoskim tekście – bo wszyscy nasi współpracownicy są przybyszami, pochodzą z Brazylii, Argentyny, Szwajcarii, Szwecji. Dlatego naszym celem stały się badania skupione wokół języka ciała. Dzięki temu moglibyśmy prezentować nasze spektakle w różnych częściach świata. I dlatego tak istotny dla nas jest ruch – zawsze pracujemy z muzyką, głosem, tańcem i scenografią. To był też dla nas sposób na jeżdżenie po świecie – ze spektaklami, które nie stwarzały bariery w odbiorze, odbyliśmy prawie 200 podróży i byliśmy w 50 różnych krajach.
Ale tak czy inaczej, za każdym razem, gdy wyjeżdżamy za granicę, mniej jesteśmy zainteresowani pokazaniem naszej pracy, a bardziej tworzeniem poprzez naszą pracę przestrzeni do spotkania czy wymiany międzykulturowej.
Katarzyna Knychalska: Jak wygląda kontekst międzynarodowej działalności w Teatro Fabrica w Atenach?
Fanis Katehos (Teatro Fabrica, Grecja): Myślę, że w Grecji nie mamy wystarczającej wiedzy na temat międzynarodowej współpracy i międzynarodowych, niezależnych festiwali. Spotykamy ludzi takich jak Pino, którzy nas zapraszają, ale nie mamy sieci kontaktów na świecie, a myślę, że to bardzo ważne, aby mieć takie rozeznanie. Można powiedzieć, że brakuje nam czasu na budowanie kontaktów, bo bez przerwy zajmujemy się pracą artystyczną i organizacyjną tu na miejscu.

W Grecji bardzo trudno jest organizować festiwale, ponieważ nie ma na to wystarczających funduszy, szczególnie dotyczy to teatrów niezależnych. Istnieją trzy, cztery duże instytucje organizujące na szeroką skalę festiwale. Ale dla niezależnych grup jest to ogromne wyzwanie. Pracujemy cały rok i zarabiamy trochę pieniędzy na innych projektach, które robimy, aby przeznaczyć je na festiwal.

Mam podobnie jak Pino – uwielbiamy spotykać się z ludźmi i poznawać ich, a nie tylko prezentować spektakle i na drugi dzień wracać do domu. I to by była sytuacja idealna, gdyby festiwale przyjęły taki system działania. Ale to kosztuje. Dlatego uważam, że liderzy teatralni powinni podróżować za granicę bez spektakli, po prostu jeździć na festiwale, żeby zobaczyć, jak inni organizują swoje imprezy, co u nich działa lepiej, czego można się od nich nauczyć i jak wykorzystać dobre praktyki podczas organizacji własnego festiwalu.

Katarzyna Knychalska: A jak ta sytuacja wygląda w Norwegii?
Geddy Aniksdal (Grenland Freiteater, Norwegia): Pracuję w Grenland Freiteater w Norwegii od 1981 roku. Mogę zacząć od tego, że co roku organizujemy międzynarodowy festiwal,wiele grup z całego świata nawiązuje z nami kontakt, właśnie po to, żeby na ten festiwal przyjechać. Co drugi rok mamy mniejszy, bardziej awangardowy festiwal w zimie, w którym biorą udział skandynawskie zespoły. Po trzecie, ponieważ jestem członkinią międzynarodowego projektu sieciującego dotyczącego kobiet w teatrze – Magdalena, mam aktualną bazę danych teatrów, które są w ten projekt zaangażowane. Po czwarte, sami sporo podróżujemy i bierzemy udział w festiwalach, na których za każdym razem wymieniamy się doświadczeniami i poszerzamy sieć kontaktów. Myślę, że to jest współczesna podstawa funkcjonowania.
Lars Vik (Grenland Freiteater, Norwegia): Często, gdy spotykasz się z jakąś grupą, dowiadujesz się o innych zespołach, ludzie rozmawiają o pracach różnych grup. To taki łańcuch kontaktów. Ponadto, kiedy szukamy konkretnych spektakli na nasz festiwal, zaglądamy do internetu, przeglądamy YouTube, strony internetowe i tym podobne rzeczy. Oczywiście, czytamy też rekomendacje w krajowych i międzynarodowych gazetach oraz w internecie. Można powiedzieć, że mamy większe rozeznanie w działaniach niezależnego teatru europejskiego, niż norweskiego. W Norwegii nie ma zbyt wiele niezależnych teatrów, które pracowałyby w trybie ciągłym.

Katarzyna Knychalska: Alessandro, czy w Teatro Tascabile także festiwal jest źródłem wiedzy o zagranicznym teatrze?

Alessandro Rigoletti (Teatro Tascabile di Bergamo, Włochy): W przeszłości mieliśmy międzynarodowy festiwal i była to świetna okazja do poznania innych grup. Mamy więc długą historię, ale też kontakty i przyjaciół, którzy mogą nam pomóc w wyborze artystów do konkretnych projektów. Ale teraz, w ostatnim okresie, nie organizowaliśmy już międzynarodowego festiwalu. Zapraszamy konkretnych artystów na rezydencje, co pozwala nam skoncentrować się na jakimś zespole lub jakiejś technice.
Każda rezydencja kończy się tygodniem pokazów i dyskusji. To małe wydarzenia – nasz teatr jest teraz budynkiem klasztornym, nie może pomieścić więcej niż 100 osób. Stawiamy więc na bardziej kameralną współpracę. W naszym mieście jest organizowanych dużo wydarzeń, nie czujemy więc teraz potrzeby robienia wielkiej imprezy dla miasta – to, co naprawdę nas teraz interesuje, to tworzenie. Rezydencje także sprzyjają wymianie i zawiązywaniu nowych kontaktów. Jeśli interesujemy się aktualnie szeroko tańcem butoh, to nie bazujemy na naszej wiedzy o butoh, ale pytamy inne teatry z Włoch czy osoby z uniwersytetów, kogo warto zaprosić? Niekoniecznie największą gwiazdę, ale właśnie kogoś, kto jest ciekawy, a nigdy nie był we Włoszech.

Gregorio Amicuzzi (Residui Teatro, Hiszpania): My, jako Residui Teatro w Hiszpanii, także nie mamy teraz festiwalu. Organizujemy trzy różne działania, które być może są podobne do formuły festiwalowej, ale wolę nazywać je spotkaniami lub konfrontacjami. Odpowiadają one podobnym celom, czyli budowaniu sieci partnerów i relacji. Pierwszym z nich jest Transmisja, Transgresja, Tradycja, czyli konferencja związana z siecią Magdalena, którą kieruje Vivana Bovino. To na pewno jest doskonała przestrzeń, gdzie można poznać nowych ludzi. Drugie spotkanie nazywa się Bridge: teatr w działaniu ze społecznością. Jest to coroczne spotkanie, które zawsze odbywa się w różnych miejscach, także poza Hiszpanią. Spotykamy się też wtedy ze studentami z różnych miejsc, co potem procentuje, bo oni zakładają swoje teatry i zapraszają nas do siebie.

Trzecie spotkanie nazywa się Territorios Teatrales Transitable. Zainicjowane zostało w 2015 roku i jest odpowiedzią na naszą potrzebę spotykania się z mistrzami. Przy tej okazji spotykają się grupy, które już dobrze się znają, ale zawsze z jakąś grupą nowych osób, które wspólnie zapraszamy.
Spotkania tego typu są dla nas zamiennikiem festiwali, których w Hiszpanii organizowanych jest dość dużo. Są naszym autorskim pomysłem na budowanie relacji i wymianę doświadczeń.

Katarzyna Knychalska: Skąd czerpiecie wiedzę na temat teatrów w waszym kraju? Czy jeździcie, oglądacie inne teatry niezależne?

Fanis Katehos: W Grecji grupy teatralne nie funkcjonują w mniejszych miejscowościach. Wszystkie są w dwóch stolicach, głównie w Atenach. Mamy 2000 niezależnych grup teatralnych i prawie wszystkie działają w Atenach. I te grupy w ogromnej większości nie lubią jeździć, nie ruszają się poza stolicę. My lubimy. Jeździmy dużo do małych miejscowości i myślę, że inne teatry w Grecji też powinny, bo mieszkańcy mniejszych miejscowości potrzebują teatru u siebie.
By sieciować się w Grecji, stworzyliśmy nasz pierwszy festiwal, który nazywa się Handmade Recycled Theater Festival. To jest takie nieoficjalne spotkanie grup, takich jak my, zorganizowane po to, by rozpoznać wzajemnie swoje problemy i potrzeby. Chcemy wypromować takie myślenie, że gdy jesteśmy razem, jako małe grupy, mamy wielką siłę. I że najważniejsze jest dzielenie się tym, co mamy. Na przykład: jeśli mamy projektor, a pięć teatrów wokół ma też jeden projektor, to mamy pięć projektorów, których nie potrzebujemy. Jeśli mam jeden, mogę się nim podzielić. Staramy się szerzyć ideę dzielenia się. Wszystkie rzeczy, które mamy, jako grupa, są dla każdego, każdy może je wziąć i używać, jeśli potrzebuje.

Pino di Buduo: We Włoszech rozkład geograficzny teatrów niezależnych jest inny. Teatr jest wszędzie. Każdy region ma dwa lub trzy duże miasta, prawie w każdym mieście funkcjonuje niezależny teatr. Ale nie mam wrażenia, żeby one były dostatecznie ze sobą powiązane. Dostają jakieś drobne pieniądze od swoich miast i nie dostrzegają potrzeby, żeby się ze sobą kontaktować, konfrontować czy łączyć. To jest duży problem włoskiego teatru niezależnego.

Katarzyna Knychalska: Czy czerpiecie wiedzę o teatrze z waszego regionu lub ze świata z gazet teatralnych? Jak wygląda ich sytuacja w waszych krajach?

Geddy Aniksdal: W Norwegii ukazuje się kilka tygodników, które piszą o tym, co dzieje się na scenie, zarówno niezależnej, jak i tak zwanej instytucjonalnej. Mamy też czasopismo „Shakespeare Review”, które dużo miejsca poświęca teatrowi niemieckiemu, angielskiemu, ale także pisze o norweskich grupach niezależnych. Mamy też Stageart.no, króry głównie skupia się na teatrze niezależnym,

Lars Vik: Zauważalne są duże zmiany w gazetach codziennych w naszym kraju w ciągu ostatnich 10 lat, ponieważ 10 lat temu regularnie recenzowano produkcje teatralne w prasie pozabranżowej. Teraz już się tego nie robi. Bardzo rzadko można przeczytać pełną recenzję nowej produkcji w norweskich gazetach. Myślę, że wiele odbiorców recenzuje spektakle czy wydarzenia na Facebooku, Instagramie itp. W ten sposób inni dowiadują się o najnowszych premierach. Nie z gazet i nie z telewizji.

Pino di Buduo: We Włoszech bardzo mi tego brakuje. Krajowe gazety nie poświęcają wiele miejsca teatrowi, kulturze, więc nie mamy wystarczających informacji. A internet, media społecznościowe nie dostarczają zbyt wielu informacji o tym, co dzieje się w teatrze niezależnym, ponieważ w sieci jest większe zainteresowanie komercyjnymi wydarzeniami. Jakie media społecznościowe opiszą proces kształtowania aktora, współdziałania ze społecznością lokalną, pogłębiania relacji? Nie mamy takich mediów, a stworzenie ich – z merytoryczną wiedzą, osadzeniu w szerokim kontekście, w jakim teatr tworzy, byłoby pożądane i niezbędne.

Alessandro Rigoletti: Tak, we Włoszech media branżowe nie są wystarczające. Mamy tak wiele niezależnych grup i tak wiele pięknych spektakli, o których się prawie w ogóle nie mówi… Ostatnio wsiadłem w busa i pojechałem z Bergamo do Turynu, bo znajomi mi powiedzieli, że zobaczę tam bardzo piękny spektakl z niezwykłym artystą, którego nie znałem. I pojechałem – trafiłem do dziwnego nie-teatru, zupełnie zapomnianego i rzeczywiście obejrzałem bardzo dobre przedstawienie, o którym nikt nie wiedział i pewnie niewielu usłyszy. Mimo że mamy wiele gazet i dziennikarzy, nie przekłada się to na zainteresowanie tylko tym, co jest naprawdę dostępne i warte obejrzenia, a także tym, co jest aktualnie modne. A teatr to szerokie pole, trzeba je odkrywać, trzeba czasem ruszyć gdzieś dalej, w miejsca nieoczywiste, włożyć w to wysiłek.

Gregorio Amicuzzi: W Hiszpanii sytuacja jest podobna do tej, o której mówi Alessandro. Informacja o projektach teatralnych przenosi się też mocno do internetu. Problemem jest również brak zagranicznych wiadomości. Hiszpania ma silne polityczne powiązania z Ameryką Łacińską, i dochodzi do paradoksu, że w Madrycie łatwiej jest przeczytać na przykład książkę, która została opublikowana w Buenos Aires, niż coś, co ukazało się np. we Francji. W naturalny sposób nasze współprace także związane są z Ameryką Łacińską. A z dziennikarzami staramy się nawiązać relacje – zapraszać ich, pokazywać im projekty od środka. Udaje się to z nielicznymi, a wypracowanie relacji z mediami jest istotne.

Geddy Aniksdal: Może pozwolę sobie na małą refleksję nad tym, co powiedzieli Alessandro i Gregorio. My identyfikujemy się jako raczej mała grupa, mieszkająca w małej miejscowości. Jeśli podróżujemy, to także do innego małego miasta i innej małej grupy, czasem w innym kraju. Jesteśmy więc małymi jednostkami lub pływającymi wyspami, jak powiedziałby Eugenio Barba. I wychodzimy z założenia, żeby robić swoje, a jeśli ktoś zainteresuje się tak naprawdę naszą pracą, to nas znajdzie. Zamiast walczyć o dwudziestu dziennikarzy, którzy w rzeczywistości nie są zainteresowani tym, co robisz, lepiej znać jednego, z którym możesz stworzyć trwałą relację na całe życie. Tak więc, mniej znaczy więcej. Myślę, że jest to cenne rozpoznanie dla grup takich jak nasza, ponieważ w przeciwnym razie poświęcamy tak dużo energii na coś, co nie przynosi rezultatów.

Katarzyna Knychalska: Gdybyście mogli zrobić swoją listę życzeń dla polepszenia współpracy europejskiej, to co by się na takiej liście znalazło?

Lars Vik: Jeśli czegoś mi brakuje, to dużego wędrującego festiwalu europejskiego. Chciałbym, żeby taka impreza była w pełni ufundowana przez europejską społeczność i żeby co roku przenosiła się z miasta do miasta, z kraju do kraju, co roku w tym samym terminie, z wieloma grupami, które mogą się poznać, pobyć ze sobą dłużej i które byłyby w pełni opłacone.

Geddy Aniksdal: Czuję, że większość życia toczy się teraz poprzez spotkania i e-maile, a ja chciałbym wrócić do czasów sygnałów dymnych (śmiech). Do prawdziwych fizycznych spotkań. To moje życzenie do złotej rybki. Nie wiem, czy chciałabym festiwalu w dzisiejszym znaczeniu, bo to słowo ma chyba już nie najlepszy wydźwięk. Chciałabym festiwalu w dobrym znaczeniu takiego słowa, takiego festiwalu, jakie były kiedyś, w którym wszyscy uczestniczący musieli zostać od początku do końca, w którym pieniądze nie decydowały, przez ile dni można ludzi gościć. Chciałabym powrotu do takich intensywnych spotkań.

Gregorio Amicuzzi 
Bardzo podoba mi się to, co Lars mówi o ciągłym festiwalu wielu grup w wielu miejscach. Więcej spotkań na żywo. Więcej kameralnych spotkań. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że kiedy jadę na większy festiwal, spotykam mniej ludzi. Postuluję więc: więcej ludzi, mniej form.

Alessandro Rigoletti 
I ja chciałbym mieć czas na spędzenie więcej niż dwóch dni, rozmawiając i dzieląc się pracą, jedząc razem, pijąc wino, a potem znowu rozmawiając, myśląc. I mieć czas, żeby oglądać inne spektakle i z innymi artystami je analizować. Spędzać ten czas razem. Chciałbym, żeby tworzył się dialog, który pozwoli naszej pracy wzrastać. Więc, gdybym miał złotą rybkę, poprosiłbym ją o czas – taki w którym spokojnie moglibyśmy się dzielić doświadczeniami. Potrzebujemy jakościowych spotkań. Może mniej podróży, wolniejszych podróży, ale bardziej jakościowych: i podróży, i spotkań.

Katarzyna Knychalska: A czy myślicie, że moglibyśmy stworzyć narzędzia, które ułatwiałby nam poznanie, spotkanie i wymianę? Co by to mogło być? Czy potrzebne nam są platformy, bazy danych, portale?

Geddy Aniksdal 
Myślę, że to zależy od celu. W codziennej pracy organizacyjnej to jest bardzo potrzebne. Niezbędne jest dla ludzi z naszego teatru, którzy organizują festiwal, jeżdżą na rozmaite festiwale i szukają dobrych spektakli. To jest ich praca, podczas gdy moja praca polega na bliskim kontakcie z artystami i grupami. Dla mnie przeczytanie artykułu szeroko traktujące o problemie, tematach, danym kraju lub kulturze jest bardzo ciekawe, ale właśnie wtedy, gdy widzimy całość w szerszym kontekście. Dlatego tak lubię pracować w projektach, np. z Residui Teatro, a także w Teatrze Brama w Goleniowie, bo tam właśnie jest szansa na głębokie spotkanie. Tam nie chodzi tylko o to, żeby pokazać dobry spektakl, ale też żeby spotkać dobrych ludzi, z którymi można się połączyć. To pomaga budować mosty między nami, pomaga nam także, jako istotom ludzkim, kontynuować ten rodzaj trudnej pracy, którą robimy w teatrze, pracy, która jest większa, niż on sam. Lubię więc czytać artykuły, wyszukiwać informacji, słuchać ludzi, którzy myślą o wyzwaniach i trudnościach, i mogę o tym czytać w czasopismach, ale mogę też słuchać ludzi, którzy na żywo dzielą się tym na różne inne sposoby. Chodzi o wszystko, co jest poza spektaklem, o tworzenie tego środowiska, w którym jako istoty ludzkie rozmawiamy na głębszym poziomie.

Pino di Buduo : Dostęp do informacji jest kluczowy. Przejrzysty i czytelny – z informacją, gdzie jest dany niezależny teatr, w jakim mieście, w jakim kraju, jak działa, jakie są jego możliwości przestrzenne, ludzkie, jaki jest jego profil artystyczny. To jest podstawa. Narzędzia nie muszą wcale opisywać dokładnie pracy danej grupy, raczej powinny dawać impuls do nowych pomysłów, do rozpoczęcia rozmowy o współpracy. Jeśli wiesz, jakie środowisko tworzy dany teatr, wiesz, czy będzie ci do niego blisko. I to jest pierwszy krok do budowania relacji.

Gregorio Amicuzzi: Chciałbym szukać narzędzi bardziej globalnych niż europejskich. Również ze względu na nasze połączenia, które tworzymy w Hiszpanii z Ameryką Łacińską. Właśnie przyjechaliśmy z Kolumbii, gdzie istnieje silna sieć teatralna. Odbywa się tam prawie 400 festiwali, które są komentowane w mediach. Więc zawsze myślę o tym, jak możemy łączyć się z tymi sieciami, ale także innymi, które są w Europie. Bazy danych to także jest narzędzie potrzebne, ale ważne jest to, jak się je robi. Istnieją różne bazy danych, w których można znaleźć wiele niezbędnych informacji, a jeśli są niewystarczające, to właśnie dlatego, że trzeba bardzo konkretnie zastanowić się nad tym, czego potrzebuje środowisko, czego mu brakuje – i przedyskutować podczas merytorycznych spotkań. Tu podzielam przy okazji pogląd o potrzebie jakościowych spotkań. Trzeba też myśleć, jak włączać w dyskusję nowe grupy, trzeba tych nowych grup szukać. I to wszystko są bieżące wyzwania dla nas, jako międzynarodowej wspólnoty.